Przed naszym wyjazdem na miesięczny trip rowerowo-kolejowy po Europie czerpałem m.in. z Waszych doświadczeń, to teraz oddaję :).
Rowerowo-kolejowy trip, bo z biletem Interrail i z rowerami. Nie znalazłem nikogo, kto by podobny motyw przećwiczył wcześniej, więc o zaletach i wadach musieliśmy przekonać się na własnej skórze.
Zalety biletu Interrail są wiekszości z Was na pewno znane: "wsiąść do pociągu byle jakiego" - tak mniej więcej. W Europie z rowerem wsiąść można rzeczywiście prawie do byle jakiego pociągu, bo prawie wszystkie pozwalają na przewóz rowerów. Prawie wszystkie, bo wyjątkami są pociągi dużych prędkości (z wyjątkami) i wszystkie pociągi o klasie wyższej niż lokalne i regionalne, gdyż obowiązuje w nich rezerwacja i ograniczona liczba miejsc rowerowych. I właśnie to nas trochę dotknęło.
Podczas łącznie 10 dni, w które podróżowaliśmy pociągami, 3- lub 4-krotnie musieliśmy przełożyć podróż na później lub zamienić pociąg w długiej relacji na 2 lub 3 pociągi lokalne lub regionalne. Właśnie z powodu braku miejsc dla rowerów - sezon! Problemy były głównie w Niemczech - to rowerowy naród, powietrza w przedziałach rowerowych tam się nie wozi. I gdy dodać do tego fakt, że bilet Interrail nie obejmuje rowerów i należy dokupić bilet na rower (maksymalnie 10 euro za całodzienną rowerową Fahrkarte) mamy komplet wad.
Na szczęście bardziej cieszyły nas zalety, bo poza trzema dłuższymi kursami (z domu, do domu, nocy w kuszetce) po Europie bardzo przyjemnie podróżuje się zwykłymi regionalnymi pociągami.
Dzisiaj, pół roku po naszej podróży, pojechałbym jeszcze raz. Połączenie roweru z pociągiem zawsze mi się podobało. A tu mogliśmy cieszyć się nim aż przez miesiąc :).
O całej naszej podróży w regionalnych odcinkach piszę na blogu, tutaj odcinek z Saksonii:
A dla f4f wersja ilustrowana, także zdjęciami, których nie ma na blogu.
* * *
W Saksonii wymyśliliśmy sobie 3-dniową pętlę z Drezna do Drezna po jego ciekawych okolicach oraz 2 dni na zwiedzanie miasta. Z dojazdem wychodzi z tego akurat tydzień krótkiego urlopu, na który w ciągu dnia dotrzeć można z Gdańska, Warszawy, więc i z Poznania, Katowic czy Wrocławia również.
Drezno zrobiło na nas zapowiadane spore wrażenie, choć dużą rolę przygotowało przygotowanie krajoznawczo-historyczne. Wierzę, że bez niego miasto może aż takiego dużego wrażenia nie robić.
Podobało nam się, że miasto nie buduje swojej oferty wyłącznie wokół tragicznej historii i przeszłości, a utrzymuje zdrowy balans takimi obiektami jak Muzeum Bundeswehry czy Szklana Fabryka. Nastrój Starego Miasta przyjemnie odmienia Nowe. Gdybym jeszcze umiał robić lepsze zdjęcia, Drezno wyglądałoby dużo atrakcyjniej.
To stare "nasze" Drezno:
I nowe:
To drugie muzeum zdecydowanie nie jest dla osób o słabych nerwach historycznych i współczesnych politycznych kompleksach ;)
Trudno nie przyjechac do Saksonii i nie zajrzeć do jednej z wielu winnic. Wielu, choć większość z nich niewielka, to i region winiarski jaki tworzą jest najmniejszy w Niemczech. Na kieliszek wina wstąpić można nad Łabą, po obydwu stronach Drezna. Wśród winiarskich miejsc jest i niewielka winnica młodego winiarza...
... i słynny, pocztówkowy pałac Wackerbarth...
... i winnica w Pillnitz, prowadzona przez znane już z polskich mediów polsko-niemieckie małżeństwo - Niemca winiarza i Polkę rzeźbiarkę:
Część trasy przejechaliśmy po Elbe-Radweg - do zeszłego roku pierwszej, najpopularniejszej trasie rowerowej w Niemczech. Warunki do rowerowej wyprawy - fantastyczne. W dodatku z takimi przystankami jak (po kolei) Pirna, Pillnitz, Drezno, Radebeul czy Miśnia - a to i tak tylko odcinek w Krainie Łaby!
Miśnia z fabryką porcelany i zamkiem Albrechtsburg należy do rzeczywiście pięknych miejsc na trasie. W dodatku ten piękny ryneczek, który trochę uspokaja te wzniosłe porcelanowe klimaty. Bardzo miło wspominamy.
Zamek w Moritzburgu wymiata. Widzieliśmy go przed końcem dnia, potem z rana, w południe... Śliczny, a światło nad wodą maluje go na setki sposobów.
Zamek to jedno z wielu miejsc, gdzie zwraca się uwagę na polsko-saski rozdział historii. Polskie herby tu, na pałacu Zwinger, na słupach pocztowych... Piszę o tym na blogu, że nigdzie indziej w Europie nie ma tyle Polski, co w Saksonii.
I jeszcze takie atrakcje, sprawiające że wycieczka po okolicach Drezna nie jest nudna: Muzeum Karola Maya, stara kolej wąskotorowa, browar w Radebergu - Radeberger, Pirna ze smutną historią, pałac w Pillnitz czy najstarsza podwieszana kolej na świecie.
Przed naszym wyjazdem na miesięczny trip rowerowo-kolejowy po Europie czerpałem m.in. z Waszych doświadczeń, to teraz oddaję :).
Rowerowo-kolejowy trip, bo z biletem Interrail i z rowerami. Nie znalazłem nikogo, kto by podobny motyw przećwiczył wcześniej, więc o zaletach i wadach musieliśmy przekonać się na własnej skórze.
Zalety biletu Interrail są wiekszości z Was na pewno znane: "wsiąść do pociągu byle jakiego" - tak mniej więcej. W Europie z rowerem wsiąść można rzeczywiście prawie do byle jakiego pociągu, bo prawie wszystkie pozwalają na przewóz rowerów. Prawie wszystkie, bo wyjątkami są pociągi dużych prędkości (z wyjątkami) i wszystkie pociągi o klasie wyższej niż lokalne i regionalne, gdyż obowiązuje w nich rezerwacja i ograniczona liczba miejsc rowerowych. I właśnie to nas trochę dotknęło.
Podczas łącznie 10 dni, w które podróżowaliśmy pociągami, 3- lub 4-krotnie musieliśmy przełożyć podróż na później lub zamienić pociąg w długiej relacji na 2 lub 3 pociągi lokalne lub regionalne. Właśnie z powodu braku miejsc dla rowerów - sezon! Problemy były głównie w Niemczech - to rowerowy naród, powietrza w przedziałach rowerowych tam się nie wozi. I gdy dodać do tego fakt, że bilet Interrail nie obejmuje rowerów i należy dokupić bilet na rower (maksymalnie 10 euro za całodzienną rowerową Fahrkarte) mamy komplet wad.
Na szczęście bardziej cieszyły nas zalety, bo poza trzema dłuższymi kursami (z domu, do domu, nocy w kuszetce) po Europie bardzo przyjemnie podróżuje się zwykłymi regionalnymi pociągami.
Dzisiaj, pół roku po naszej podróży, pojechałbym jeszcze raz. Połączenie roweru z pociągiem zawsze mi się podobało. A tu mogliśmy cieszyć się nim aż przez miesiąc :).
O całej naszej podróży w regionalnych odcinkach piszę na blogu, tutaj odcinek z Saksonii:
Saksonia, Niemcy: Drezno i Kraina Łaby
A dla f4f wersja ilustrowana, także zdjęciami, których nie ma na blogu.
* * *
W Saksonii wymyśliliśmy sobie 3-dniową pętlę z Drezna do Drezna po jego ciekawych okolicach oraz 2 dni na zwiedzanie miasta. Z dojazdem wychodzi z tego akurat tydzień krótkiego urlopu, na który w ciągu dnia dotrzeć można z Gdańska, Warszawy, więc i z Poznania, Katowic czy Wrocławia również.
Drezno zrobiło na nas zapowiadane spore wrażenie, choć dużą rolę przygotowało przygotowanie krajoznawczo-historyczne. Wierzę, że bez niego miasto może aż takiego dużego wrażenia nie robić.
Podobało nam się, że miasto nie buduje swojej oferty wyłącznie wokół tragicznej historii i przeszłości, a utrzymuje zdrowy balans takimi obiektami jak Muzeum Bundeswehry czy Szklana Fabryka. Nastrój Starego Miasta przyjemnie odmienia Nowe. Gdybym jeszcze umiał robić lepsze zdjęcia, Drezno wyglądałoby dużo atrakcyjniej.
To stare "nasze" Drezno:
I nowe:
To drugie muzeum zdecydowanie nie jest dla osób o słabych nerwach historycznych i współczesnych politycznych kompleksach ;)
Trudno nie przyjechac do Saksonii i nie zajrzeć do jednej z wielu winnic. Wielu, choć większość z nich niewielka, to i region winiarski jaki tworzą jest najmniejszy w Niemczech. Na kieliszek wina wstąpić można nad Łabą, po obydwu stronach Drezna. Wśród winiarskich miejsc jest i niewielka winnica młodego winiarza...
... i słynny, pocztówkowy pałac Wackerbarth...
... i winnica w Pillnitz, prowadzona przez znane już z polskich mediów polsko-niemieckie małżeństwo - Niemca winiarza i Polkę rzeźbiarkę:
Część trasy przejechaliśmy po Elbe-Radweg - do zeszłego roku pierwszej, najpopularniejszej trasie rowerowej w Niemczech. Warunki do rowerowej wyprawy - fantastyczne. W dodatku z takimi przystankami jak (po kolei) Pirna, Pillnitz, Drezno, Radebeul czy Miśnia - a to i tak tylko odcinek w Krainie Łaby!
Miśnia z fabryką porcelany i zamkiem Albrechtsburg należy do rzeczywiście pięknych miejsc na trasie. W dodatku ten piękny ryneczek, który trochę uspokaja te wzniosłe porcelanowe klimaty. Bardzo miło wspominamy.
Zamek w Moritzburgu wymiata. Widzieliśmy go przed końcem dnia, potem z rana, w południe... Śliczny, a światło nad wodą maluje go na setki sposobów.
Zamek to jedno z wielu miejsc, gdzie zwraca się uwagę na polsko-saski rozdział historii. Polskie herby tu, na pałacu Zwinger, na słupach pocztowych... Piszę o tym na blogu, że nigdzie indziej w Europie nie ma tyle Polski, co w Saksonii.
I jeszcze takie atrakcje, sprawiające że wycieczka po okolicach Drezna nie jest nudna: Muzeum Karola Maya, stara kolej wąskotorowa, browar w Radebergu - Radeberger, Pirna ze smutną historią, pałac w Pillnitz czy najstarsza podwieszana kolej na świecie.